wrzesień wrzosami strojony

0   komentarze


Pewne wrześniowe przedpołudnie spędziliśmy w podlaskim lesie... wesołą siódemką przechadzając się po leśnych włościach.
Babie lato szalało dookoła, zaczynała się już złota jesień. Połacie fioletowych wrzosów, czerwone borówki, żołędzie i szyszki. Te i całą resztę leśnych skarbów zbierała mała, sympatyczna blondyneczka. Las pachniał sosnową żywicą, pod nogami szeleściły liście, trzaskały łamane gałązki i szyszki. Wysoko nad głowami unosił się świergot ptaków i taka spokojna, niczym niezmącona cisza...












....niby zwykły spacer w zwykłym polskim lesie, a przyniósł tyle radości każdemu z nas...


"Warszawa da się lubić..."

0   komentarze

Dzisiejszy, pierwszy dzień jesieni spędziliśmy na rodzinnym spacerze po starówce warszawskiej. Choć byliśmy tam już miliony razy, chodząc dzisiaj z Rodzicami, starałam się odkryć te miejsca na nowo i złapać inne kadry niż zawsze. 
Czy się udało? Zobaczcie sami poniżej.


W międzyczasie przy Pomniku Powstania Warszawskiego spotkaliśmy "powstańców-przebierańców", którzy ćwiczyli różne figury i przemarsze, zapewne do nagrywania jakiegoś serialu.


różowe lotto bukiety

1   komentarze

Dzisiaj zdradzę co zrobiłam z kuponów totolotka, które zamiast kwiatów chciała dostać pewna Młoda Para w dniu ślubu (pisałam już o tym tutaj). Skoro kupony miały być zamiast tradycyjnych kwiatów, to chociaż powinny wyglądać jak kwiaty. I idąc za tym pomysłem zrobiłam dla nich totolotkowy, różowy bukiecik. 
Sprawa bardzo prosta, wystarczy kilka długich wykałaczek do szaszłyków, spinacze biurowe, jakieś kwiatki (ja wykorzystałam wrzosy) i coś do przybrania. Chwila czasu, aby pozwijać kupony, trochę inwencji, aby je pomieszać z kwiatami i bukiet gotowy. Sylwii i Marcinowi bukiet się bardzo podobał, a Wam?


skarby dziadkowego strychu

0   komentarze

Rzeczy zgromadzone na strychach od zawsze rozbudzały moją ciekawość. Bo przecież tyle się mówi o skarbach znalezionych w tajemnych skrytkach, starych skrzyniach i kufrach. Chociaż nigdy nie byłam fanką buszowania po strychu i przegrzebywania zgromadzonych tam rzeczy, tym razem ciekawość skusiła mnie do wejścia i pomyszkowania. Przy okazji odwiedzin u kuzynów (z racji ślubu Sylwii i Marcina, o którym już pisałam tutaj) szperaliśmy na strychu dziadka Stasia. Była tam masa nikomu niepotrzebnych, ale jakże ważnych rzeczy. Stara drewniana kołyska, teczka szkolna pełna zeszytów z notatkami z 1975 roku. Stare lalki bez głów i dziurawe misie. Worki pełne kolorowych skrawków materiału, drewniana maselnica, kołowrotki, kolekcje dziadkowych gazet i cała masa innych skarbów z przeszłości, które choć od lat nikomu nie służą i zajmują tylko miejsce, są potrzebne i nie można ich wyrzucić!



wrześniowy ślub

0   komentarze

Teraz kiedy post "wskakuje" na bloga my jesteśmy już pewnie w drodze na wschód, na ślub i wesele Sylwii i Marcela. Jedziemy i bawić się i robić zdjęcia. Jakie będą efekty zobaczycie niebawem na blogu.

Młodzi zamiast kwiatów zażyczyli siebie kupony totolotka (już w pierwszym dniu wspólnego życia chcą być milionerami :)) 
A ja nie byłabym sobą, gdybym zaniosła Im jeden jedyny malutki kupon w białej kopercie...
To co "ulepiłam" z kuponów dla Młodych zdradzę już niebawem.

szara codzienność

0   komentarze

Każdy ma swój świat, swoje wielkie problemy i małe szczęścia. Każdy narzeka na szarą codzienność, czeka na ciekawe i ekscytujące życie, marzy o lepszej przyszłości... A może warto pokochać codzienność, zauważyć w końcu, że nasze życie też jest ciekawe, a my pomimo problemów i ciągłych przeciwności losu... jesteśmy szczęśliwi!



Pieniny: październikowa pienińska zima

0   komentarze

Dzisiaj, nagle wróciłam (tak wiem - znowu) do miejsca, które już dobrze znacie z mojego bloga. W Pieniny.
To miejsce:
- które ciągnie do siebie jak magnes,
- gdzie codzienność znika za pierwszym zakrętem i liczy się tylko to, aby dotrzeć do celu,
- gdzie pogoda nie ma znaczenia. W słońcu i deszczu, czy złotą jesienią (która nagle zmienia się w zamieć śnieżną) zawsze jest dobrze.
- do którego sympatią zaraziłam kilka osób; z czego jestem bardzo dumna :)


To miejsce gdzie swojego czasu, w słoneczny październikowy poranek, siedziałam w miejskiej bibliotece, masowo kserując każdą książkę, która mogłaby się przydać (byłam wtedy w trakcie pisania pracy licencjackiej o jakże ciekawym tytule "Legendy Pienin i ich związek z turystyką regionu" i zbierałam wszystkie możliwe materiały). Potem szybko na najbliższy parking i cała nasza "wesoła trójeczka" udała się w góry.  Na dole mieliśmy złotą, polską jesień - pogodę na jaką liczyliśmy. Jednak zaskoczyła nas ona jak zawsze, zmieniając się na z minuty na minutę. I tak oto zaczęła się zamieć śnieżna, w której zdobywaliśmy najwyższy szczyt Pienin - Wysoką. 
A później było już tylko lepiej :) - śnieg padał do końca naszego pobytu.


Zdjęcia robiliśmy wtedy jeszcze starym lumixem, który teraz (już ponad 2 lata) dożywa swojej starości w futerale.