Wilno - sierpniowa sobota na wschodzie

0   komentarze

Przy okazji naszego krótkiego pobytu na Suwalszczyźnie (o którym już pisałam) na jeden dzień wyskoczyliśmy do Wilna. Upalna, sierpniowa sobota dostarczyła nam niemałą garść wrażeń. Zwiedzaliśmy, spacerowaliśmy, objadaliśmy się ziemniaczanymi potrawami, oglądaliśmy startujące balony starając się wykorzystać ten dzień do granic możliwości. 

Litewski rolnik i towarzystwo. Osobiście liczyłam te bociany, było ich ponad 50.
Nad Niemnem...
Po niekończącej się drodze kiedy dotarliśmy w końcu do miasta, pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę Bazyliki i znajdującej się nieopodal starówki, po której włóczyliśmy się bez konkretnego celu.

Cel pojawił się dopiero gdy zgłodnieliśmy, zaczęliśmy wtedy szukać miejsca na obiad. W informacji turystycznej polecono nam restaurację Cili Kaimas, gdzie serwują tradycyjne litewskie jedzenie. I faktycznie wybór dań był ogromny, a większość karty menu zapełniała lista różnorodnych potraw z ziemniaków. Wybraliśmy kilka z nich m.in. cepeliny i kugiel. Jedzenie bardzo smaczne, sympatyczna atmosfera, a sama restauracja godna polecenia.


Kiedy słońce schodziło coraz niżej i upał stawał się mniej męczący pojechaliśmy pod tzw. zakątek gotycki, gdzie znajdą się dwa przeurocze kościoły (Św. Anny i Św. Franciszka) oraz sąsiadujący z nimi pomnik Mickiewicza. 


Na zakończenie wileńskich spacerów udaliśmy się pod Ostrą Bramę, gdzie udało nam się wejść rzutem na taśmę, na chwilę przez zamknięciem.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w jednym z parków w którym odbywały się starty balonów. Chętni mogli podziwiać miasto z lotu ptaka w promieniach zachodzącego słońca.

Wyjeżdżając już z miasta, zatrzymaliśmy się dosłownie na chwilę przy Cmentarzu na Rossie, który obeszliśmy w mgnieniu oka. Podczas mojej pierwszej wizyty w Wilnie, kilka lat temu "zwiedziłam" ten cmentarz bardzo dokładnie i muszę powiedzieć, że miejsce to ma swój specyficzny klimat i jest jednym z moich ulubionych w Wilnie.


Suwalszczyzna - baśniowa kraina

0   komentarze

Wspominałam już, że jeden z sierpniowych weekendów spędziliśmy na Suwalszczyźnie. Kiedy dookoła panowały męczące upały my wybraliśmy się na polski biegun zimna. I choć było chłodniej niż w pozostałych częściach kraju i musieliśmy (szczególnie wieczorami) zakładać ciepłe polary i skarpety, to pogoda pomimo wszystko dopisała. Zimne i deszczowe poranki zmieniały się niespodziewane w upalne południa, a czarne burzowe chmury grały w berka ze słońcem na niebie.


W Wigrach przywitała nas burza, która zmieniła się z ciepłe popołudniowe słońce pięknie malując świat. 


Po odpuście, który w Wigrach przypada na 15 sierpnia i ściągają na niego tłumy z okolicy zostały tylko pojedyncze stragany z "chińskimi pamiątkami". Szczególnie ciekawy był bar ulokowany w autobusie, który w menu wśród polecanych dań proponował tradycyjne "zupki chińskie" :)


Pomimo środka sezonu na jeziorach panowała cisza i spokój, tylko pojedyncze łódeczki samotnie przemierzały spokojne wody.

Wypożyczając rowery od naszych gospodarzy postanowiliśmy suwalskie ścieżki poznawać na czterech kołkach. Szlaki rowerowe wokół jeziora Wigry zaskakują swoją różnorodnością. Pokonywaliśmy leśne ścieżki, drewniane mostki pomiędzy drzewami i ponad wodą, proste jak stół polne drogi i wijące się ścieżeczki nad brzegami jezior. 


A na koniec wycieczki pojechaliśmy do puszczy Rominckiej, zobaczyć słynne polskie akwedukty w Stańczykach, czyli jedne z najwyższych mostów w kraju - elementy nieczynnej infrastruktury linii kolejowej łączącej Gołdap z Żytkiejmami. Z moim lękiem wysokości widok z góry był przerażający.