Światowy Dzień Smerfów

0   komentarze


Hej dzieci jeśli chcecie zobaczyć smerfów świat
przed ekran dziś zapraszam Was!


Wiecie, że 22 czerwca obchodzony jest Światowy dzień Smerfa? Z tej okazji w ubiegłą sobotę w parku Skaryszewskim w Warszawie wyrosła jednodniowa wioska smerfów.

Między kolorowymi smerfnymi domkami kręciły się rzesze sympatyków tych małych, niebieskich istot. Ustawiali się oni w kolejce i smerfowali sobie niebieskie lody.





Pomimo czerwcowego upału wyczekiwali w długich ogonkach na swoją kolej i odebranie smerfnych balonów. Zajadali się watą cukrową, popcornem i smerfnymi jagodowymi ciasteczkami.




Gromadzili się tłumnie pod sceną i brali udział w konkursach ze smerfnymi nagrodami.  Dmuchali na czas balony z nadzieją, że ich balon pęknie pierwszy i zdobędą nagrodę. 




Każdy fan chce upodobnić się do swojego idola. Tak więc, masowo malowali smerfne buźki, nosili niebieskie ubranka i białe czapeczki.



A kiedy pojawiła się „prawdziwa” Smerfetka, prowadzona przez swoich „ochroniarzy” (nie z powodu czyhającego na nią niebezpieczeństwa i Gargamela za rogiem – po prostu nie mogła sama iść – przez zbyt dużą głowę i ograniczone pole widzenia :)) została otoczona przez smerfnych fanów i obfotografowywana z każdej strony.  





A nad całą wioską czuwał wielki smerf, który dbał o smerfną pogodę i nastroje – a te chyba wszystkim dopisały.


lody z truskawkami...

0   komentarze

... czyli czerwcowe wieczory spędzane na balkonie, na którym zmieniam się w ambitną ogrodniczkę...

Tatry: w Dolinie Stawów Polskich

0   komentarze




Tego dnia w niekończącym się ogonku samochodów jechaliśmy w stronę Łysej Polany. Planowaliśmy udać się do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Pogoda nikogo nie rozpieszczała, przy wodogrzmotach Mickiewicza zaczęła się burza, ale tak jak szybko przyszła, tak i poszła. Po pół godzinie spędzonej pod drzewem ruszyliśmy w dalszą drogę. I ku naszemu szczęściu 90% osób idących z nami za cel miało Morskie Oko. Tylko nieliczni skręcali z asfaltowej drogi na kamienistą ścieżkę prowadzącą do Pięciu Stawów.




W zacinającym jeszcze deszczu wspinaliśmy się po mokrych kamieniach i konarach w górę. Dużo osób schodziło niosąc informacje, że nie ma, po co iść dalej, bo szlak do doliny jest zamknięty. Informacji takiej nie było na stronie parku, i jak się później okazało były to tylko plotki, bo my dotarliśmy na samą górę.

Deszcz, śliski śnieg (miejscami rozpuszczający się, a miejscami twardy jak kamień), zamiast ścieżki wartki strumień, zimny wiatr i krążące nad głową deszczowe chmury – tak w skrócie wyglądała nasza droga aż do Wodospadu Siklawa.



A w dolinie była tylko cisza, ludzi jak na lekarstwo. Zamarznięte stawy, białe mgły krążące nad taflą lodu i spokój. 


Ostatnim razem byłam w Dolinie 5 Stawów we wrześniu bodajże 2009 r., było wtedy gorąco, kolorowo, gwarno i tłocznie… całkiem inaczej niż teraz. Teraz była cisza, wiatr hulał gdzieś ponad górami, lodowe kafle przesuwały się na wodzie, szumiał potok i śpiewały ptaki. Nawet słońce zaczęło się wychylać zza chmur…



Weszliśmy na chwilę do schroniska gdzie dla odmiany było bardzo dużo ludzi. W powietrzu unosił się zapach schabowego, przemoczonych ubrań i gorącej pary buchającej z pryszniców… a my pomału wracaliśmy na dół.

  
Chylące się ku zachodowi słońce wyjrzało już na dobre zza chmur. Wracaliśmy inną drogą, czarnym szlakiem ciągnącym się zboczem ponad drogą, którą wchodziliśmy w górę. Było już bardzo ładnie, świeciło ciepłe, popołudniowe słońce, a białe chmury krążyły między skałami. 


Schodziliśmy, zjeżdżaliśmy, zapadaliśmy się w zapasy po kolana, przeskakiwaliśmy nad płynącą ścieżką, a nieprzemakalne buty jednak przemokły. Znowu się zmęczyliśmy i jednocześnie odpoczęliśmy.



Na dole witało nas już błękitne niebo i strzelające w górę smutne uschnięte świerki.